W zamyśle o. Honorata zadaniem Zgromadzenia, którym miała kierować Eleonora Mohylowska, było zajmowanie się służącymi - zarówno ich duszami, jak i potrzebami materialnymi. Najważniejsza i wymagająca największych ofiar i wysiłków ze strony sióstr była troska o ich ludzką godność, uświęcenie oraz czuwanie, aby dusze nie poszły na zatracenie, o czym nieraz wspomina Matka w listach do współsióstr. Z jednej strony służące miały być chronione przed upadkami i miały mieć świadomość, że mają taką godność, jaką człowiekowi nadaje Ewangelia. Z drugiej strony siostry troszczyły się o interesy pracodawców, zapewniając im uczciwą i oddaną służbę, na jakiej mogliby polegać. O. Honorat zwracał uwagę, że poziom służących jest bardzo ważny zwłaszcza dla dzieci, pozostających przez dużą część dnia pod opieką nianiek i pokojówek.
Te cele miały być osiągnięte przez długofalową pracę formacyjną ze służącymi. Siostry miały uczyć je zasad wiary, wdrażać w praktyki religijne, kształcić zawodowo, podnosić ich kwalifikacje, aby lepiej odnajdywały się na rynku pracy. Do ich zadań należało kształcenie służących (prawie w 100 procentach były przecież analfabetkami), więc już podczas pierwszych spotkań uczyły je czytać, pisać, rachować. Miały w końcu siostry troszczyć się o sprawy materialne, przekazywać im pieniądze w sytuacjach kryzysowych, zapewnić dach nad głową, gdy traciły z dnia na dzień pracę, opiekować się starymi i chorymi.
Nowa wspólnota zakonna była wielowarstwowa i częściowo odzwierciedlała struktury ówczesnego społeczeństwa. Zgromadzenie składało się z czterech rodzajów członkiń, zwanych rzędami.
Do pierwszego rzędu należały siostry opiekujące się służącymi. O. Honorat troszczył się, aby były to kobiety wykształcone, które mogły kształcić i formować „panny służące”. Ich patronką była św. Elżbieta Węgierska (1207-1231), księżna Turyngii, która po śmierci męża prowadziła imponującą działalność charytatywną. Opiekowała się biednymi i chorymi, była pierwszą tercjarką III Zakonu Franciszkańskiego na ziemiach niemieckich. Ta grupa członkiń zwanych „elżbietkami” stanowiła „jądro” Zgromadzenia, do którego należały przełożone i radne, kierujące jego dziełami i planujące strategie postępowania.
Drugą grupę tworzyły siostry zjednoczone, które zobowiązywały się pozostać służącymi i zgodnie z wizją o. Honorata miały apostołować w swoich środowiskach. Była to najliczniejsza grupa Zgromadzenia. Ich patronką była św. Zyta (1212-1272), wzorowa służąca, która pracując 48 lat w jednej rodzinie przyczyniła się do uświęcenia jej członków i wielu innych osób z jej otoczenia. Te siostry nazywano potocznie „zytankami”. Dwa pierwsze rzędy składały śluby zakonne.
Siostry stowarzyszone, które także były służącymi, były luźniej związane ze Zgromadzeniem. Składały jedynie przyrzeczenia, należały do III Zakonu św. Franciszka. Ich patronką była Armella (1606-1671), także służąca, która była francuską mistyczką. Wreszcie „sługi chrześcijańskie” to służące, które były w kontakcie ze Zgromadzeniem, otrzymywały dzięki niemu formację duchową i umysłową i zgodnie z intencją Założyciela miały także wpływać pozytywnie na swoje otoczenie. Wszystkie rzędy miały się ze sobą zazębiać, czerpać ze swoich charyzmatów, wspierać w realizacji zadań, nosić swoje krzyże, ale też otrzymywać wspólne dobra duchowe i łaski. Genialnie prosty pomysł o. Honorata był też projektem pionierskim - po raz pierwszy członkinie „grupy docelowej”, dla której powstawał instytut, mogły do niego należeć.
* * *
O. Koźmiński często zwracał uwagę, że bycie służącą stwarza idealne warunki do uświęcenia duszy. Właśnie dlatego, że są najmniejsze, wzgardzone, słabe, ponieważ spotykają się z niewdzięcznością i wyzyskiem. Służące były więc w sytuacji ewangelicznych ubogich, o których Bóg szczególnie się troszczy. Było to także w duchu św. Franciszka, który patronował wszystkim dziełom założonym przez o. Honorata - umiłowanie ubóstwa, ostatnich miejsc, szukanie siły jedynie w Bogu kształtowało duchowość wszystkich zgromadzeń honorackich. W odkryciu tych prawd miały pomagać siostry z pierwszego rzędu, które z punktu widzenia uświęcenia były w trudniejszej sytuacji - groziła im pokusa, że poczują się lepsze.
Nie wiadomo, czy Założyciel był świadom, że jego koncepcja Zgromadzenia demokratyzuje relacje społeczne (a był to niewątpliwie „efekt uboczny” takiej struktury), gdyż pragnął, by „elżbietki” i „zytanki” tworzyły jedną wspólnotę zakonną. Jego listy do matki Eleonory świadczą, że musiał poświęcić sporo czasu na zmianę mentalności członkiń pierwszego rzędu. Niewiele lat po założeniu Zgromadzenia pisał Ojciec, żeby dopuszczały do działania także mniej wykształcone siostry służące, nie ograniczały ich zadań w Zgromadzeniu jedynie do robót ręcznych, ale jeśli okażą się zdolne i chętne, należy posyłać je do innych miast „na zawiązek” wspólnot. Pragnął, by zytanki odprawiały nowicjat i żeby im okazywać szacunek i wielką miłość i „nigdy broń Boże nie okazywać lekceważenia i pracować szczerze nad ich wyrobieniem duchowym, jak fachowym”. Kryterium „awansu” w strukturach zgromadzenia powinny być osobiste talenty. „Samo doświadczenie potwierdza moje zdanie, bo w 1-ym chórze są osoby mniej roztropne, którym nie można ważniejszych rzeczy powierzyć, gdy tymczasem spotykałem takie zytanki, którym bym nie wahał się powierzyć nie tylko sługi, ale i siostry do pokierowania” - pisał do matki Eleonory.
Kilka lat później tłumaczył jej, że sługi, które są „sługami, to znają położenie sług i zawsze stronę sług trzymają, i radzą im łaskawie, a wy byłyście i jesteście paniami i one czują to, i widzą, że zawsze stronę pań trzymacie, więc ten stosunek [do was, przyp. A.P.W.] jest chłodniejszy”. Czasem robił matce Eleonorze wymówki: „...myślę zawsze, że powodem tego, że się nie dość rozwijacie jest to, że gardzicie sługami. Tyle pięknych dusz spotykam między nimi, które Wy lekceważycie. Kazimiera [Ratyńska, przyp. A.P.W.] zawsze chce wykształconych, a skąd ich brać. A potem niejedna sługa byłaby pożyteczniejsza od wykształconej, zwłaszcza gdyby pod kierunkiem jakim odpowiednim była. Gdybyście do pomocy je brały i same byście oszczędziły siły, i ducha nie traciły”.
Był to początek drogi - także duchowej. Siostry „elżbietki” także miały się stawać „najmniejszymi Chrystusowymi” tak jak ich podopieczne. I dążyć do takiego wewnętrznego stanu, w którym nie ma pań ani służących.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz