Pierwsze kroki i "małe ofiarki"

Na razie Eleonora „terminowała” i formowała się pod kierunkiem Kazimiery Gruszczyńskiej. Matka Kazimiera zażądała od razu dwóch wyrzeczeń - zrezygnowania ze spowiadania się u ks. Siewierskiego, co było trudne do spełnienia, gdyż od dziecka była jego penitentką. Zamiast łacińskiego małego oficjum o Najświętszej Maryi Pannie, które Eleonora znała prawie na pamięć, miała odmawiać dwanaście polskich modlitw. Kandydatka zaczęła spowiadać się u ks. Zygmunta Lubińskiego i modlić się polskimi modlitwami. „Posłuszeństwo osładzało te małe ofiarki” - pisała po latach.

Równocześnie młoda kandydatka opiekowała się służącymi. „Wkrótce zauważyłam wielki brak oświecenia religijnego. Potrzeba było rozpocząć pracę systematyczną i zająć się duszami, radząc im w trudnościach i spełniając obowiązki stanu” - odnotowała we wspomnieniach. Bardzo pomagała jej w tym Zyta Loretańska, wówczas ponad sześćdziesięcioletnia służąca, która przez trzydzieści lat pracowała w jednym domu. Ponieważ jej chlebodawcy przeważnie przebywali na wsi, miała niewiele obowiązków, a co za tym idzie - sporo czasu, aby opiekować się służącymi. Była to kobieta niezwykła. Z pochodzenia była Żydówką, która opuściła swoją bogatą rodzinę po przyjęciu chrztu. Została służącą i wiele wskazuje na to, że było to jej świadome poszukiwanie ostatniego miejsca. Nazwisko „Loretańska” przybrała, gdyż została ochrzczona w święto Matki Bożej Loretańskiej. Imię wybrała, gdyż św. Zyta jest patronką służących. Bardzo pomagała swoim koleżankom w pracy, nawiedzała chore, ratowała, gdy któraś popadała w tarapaty. Została tercjarką franciszkańską, a gdy dowiedziała się o charyzmatycznym kapucynie, pojechała do Zakroczymia, by się u niego wyspowiadać. O. Honorat spowiadał wszystkich, także służące, i prawdopodobnie to Zyta Loretańska przedstawiła mu w sposób syntetyczny skalę problemów i zagrożeń, dotyczących kobiet, uprawiających ten zawód. Na polecenie o. Honorata skontaktowała się z Eleonorą i przysyłała jej znajome służące. Później została pierwszą siostrą zjednoczoną w Zgromadzeniu Sług Jezusa.

Młoda kandydatka do zakonu nie potrzebowała wiele czasu, żeby się przekonać, jak bardzo potrzebne jest zgromadzenie, opiekujące się służącymi. „Poznawszy bliżej stan służebny, przekonałam się, że są to istoty najbardziej potrzebujące oświaty religijnej, pomocy i rady. Często od małego dziecka pozostawały w służbie, narażone na wyzysk pracy, a nieraz na utratę cnoty. Najczęściej były traktowane jako istoty przeznaczone do czarnej pracy, bez cienia współczucia, wyrozumiałości. Skutkiem tego upadały nieraz nisko, bez własnej winy. Zgłębiając ich nędzę moralną, współczując z nimi i okazując im zajęcie serdeczne, pozyskałam wielu miłość, zaufanie, a sama pokochałam pracę nad duszami i poświęcałam im z radością każdą wolną chwilkę” - opisywała początki swojej pracy.

W tym samym mniej więcej czasie miało miejsce bardzo ważne wydarzenie. „Panny służące” przychodziły do domu pań Motylowskich przy ul. Piwnej. Było to ryzykowne, gdyż wszelkie policje jawne i tajne śledziły każdy krok carskich poddanych, obsesyjnie wietrząc spisek i zarzewie buntu. Pani Izabeli nie podobały się te zgromadzenia także z innych powodów. „Zaczęła wymawiać mi, że nie po to mnie kształciła, bym się prostymi dziewczętami otaczała. Wówczas zdobyłam się na stanowczość. Odpowiedziałam, że od dawna pragnę wstąpić do klasztoru. «Pozostawiam mamie do wyboru: albo swobodę działania w domu, albo wyjadę za granicę». Na te słowa rozpłakała się biedna matka i przyrzekła zostawić mi zupełną swobodę”. Choć późno, pępowina zastała odcięta. Jak w większości wypadków nie obyło się bez bólu. Pani Izabela uświadomiła sobie w końcu, że nie może decydować o życiu córki, gdyż jak każdy człowiek jest ona własnością jedynie Pana Boga.

* * *

Czas płynął szybko. „W dzień św. Elżbiety, tj. 19 listopada, otrzymałam obszerny, serdeczny list z poleceniem zaofiarowania się Bogu na służbę w uroczystość Ofiarowania Najśw. Panny, po Komunii św. - nie wiedząc, jak Najśw. Panna, jakiej ofiary Bóg zażąda ode mnie. Nie rozbierając danego polecenia, jak potrafiłam przedstawiłam Panu Jezusowi swoje pragnienia służenia Mu wiernie w taki sposób, jaki Mu się podoba, a Matce Najśw. oddałam się w zupełną opiekę. Po dopełnieniu powyższego aktu uczułam w sercu radość niewymowną. Zdawało mi się, że Pan mile przyjął moją ofiarę, a Matka Najśw. otoczyła mnie od tej chwili swą macierzyńską opieką”.

Przed 25 listopada 1884 r. o. Honorat przysłał jej „Konstytucje Sług Jezusa” i polecił przepisać je do 6 grudnia, miała więc na to dziesięć dni. Przy licznych zajęciach nie było to łatwe, ale zdążyła. Matka Kazimiera poleciła jej, żeby 7 grudnia przyszła do zakrystii kaplicy dla odprawienia jednodniowych rekolekcji. Eleonora sądziła, że następnego dnia zostanie przyjęta do „Przytuliska” i zostanie członkinią zgromadzenia, opiekującego się chorymi. Bardzo się zdziwiła, gdy w zakrystii spotkała cztery młode osoby, z którymi miała odprawić rekolekcje: Kazimierę Ratyńską, Wandę Myślińską, Józefę Tegaso i Marię Rosolińską. Z przejęcia kobiety nie odzywały się do siebie, zaś w dzień Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny otrzymały polecenie, żeby przyszły po nieszporach do zakrystii. Matka Gruszczyńska poinformowała je, że grupka ma być zalążkiem nowego zgromadzenia, żyjącego według Konstytucji, ułożonych przez o. Honorata, którego celem jest opieka nad służącymi. Odmówiła z całą piątką „Pod Twoją obronę” i wręczyła im medaliki z Najświętszym Sercem Pana Jezusa. Eleonora poszła do kaplicy, by opowiedzieć Panu Jezusowi o swoim wielkim zdziwieniu i niegodności.

Wkrótce potem te same argumenty usłyszał zapewne o. Honorat. Mówiła mu o wszystkich swoich brakach - wykształcenia, pieniędzy, formacji duchowej. Sytuacja rodzinna była już doskonale znana zakonnikowi. Spowiednik uspokajał ją. Obiecał, że zaraz zacznie przysyłać jej sługi. Zapewnił o błogosławieństwie Boga. I o tym, że może się do niego, tj. do Ojca, we wszystkim zwracać.

Matka Kazimiera była wzruszona, gdy mimo obaw młoda kandydatka przyrzekła jej posłuszeństwo. Wyznała, że „wiele osób przyjmowałam do Zgromadzenia, nigdy jednak nie odczułam takiego wrażenia, jak was przyjmując. Zdawało mi się, że rozpocznie się wielkie dzieło dla chwały Bożej”.

Obfitujący w decydujące wydarzenia dla Eleonory Motylowskiej rok 1884 dobiegł końca. W marcu następnego roku napisała do o. Honorata list z prośbą o pozwolenie na rozpoczęcie nowicjatu w święto Zwiastowania Najświętszej Maryi Panny. Spowiednik prosił ją o przybycie na jednodniowe rekolekcje, wysłuchał jej spowiedzi, kazał ściągnąć s. Kazimierę Ratyńską, która przebywała w gościnie u brata - księdza. I obiecał odprawić Mszę św. w intencji nowej wspólnoty.

Obłóczyny odbyły się w „Przytulisku” 25 marca 1885 roku. „Dzień ściślejszego zjednoczenia z ukochanym Panem na zawsze pozostanie w mej pamięci. Na chwilę zapomniałam o pragnieniu wstąpienia do klasztoru. Jedna myśl przejmowała mnie niepojętą radością, że po tylu latach prób, walk, nareszcie zbliżyłam się do celu upragnionego” - wspominała.

Tego lata pojechała do parafii, w której proboszczem był brat s. Ratyńskiej. Razem z nią w wolnych chwilach omawiały „Konstytucje”, konfrontując je z rzeczywistością, którą poznawały coraz lepiej. Tu Eleonora przeżyła kolejne zaskoczenie. „W kilka dni po naszym przybyciu na wieś otrzymałam polecenie od m. Kazimiery, że mam być starszą pomiędzy siostrami, czuwać nad nimi, miewać nauki. One zaś otrzymały polecenie odnoszenia się do mnie ze wszystkim”. Sytuacja była dla wszystkich bardzo trudna, gdyż najmłodsza stażem siostra miała kierować starszymi. Te uprzedziły matkę Gruszczyńską, że ograniczą się tylko do otrzymywania pozwoleń od nowej przełożonej. Jedynie siostry Kazimiera i Józefa akceptowały nową sytuację. Pretensje miały także siostry ze Zgromadzenia Franciszkanek od Cierpiących. Uznały, że ich przełożona poświęca zbyt wiele czasu „tej nowej”.

Wakacje szybko się skończyły. Trzeba było wracać do Warszawy. A tam czekała ogromna praca. Liczba sług, które się zgłaszały do „Przytuliska”, wzrastała z dnia na dzień. S. Wanda Myślińską zajmowała się nimi gorliwie. W końcu trzeba było pomyśleć o własnym dachu nad głową. Nadszedł czas usamodzielnienia się. Eleonora naradzała się z o. Honoratem i matką Elżbietą Stummer. W naradach brała udział także Zyta Loretańska, która ofiarowała 200 rubli ze swoich oszczędności na kupno magli. „Znalazłam izbę dużą na magle i pokoik obok na mieszkanie. [...] Poczciwa s. Loretańska wyszukała w składzie dobre magle do kupna, przyłożyła brakujące pieniądze przezacna m. Kazimiera [Gruszczyńska] i od 1 października 1885 r. otworzył się pierwszy ubożuchny domek Zgromadzenia Sług Jezusa”. Do magla w suterenie przy ul. Wilczej 25 przychodziły służące. Tam s. Wanda uczyła je, najczęściej w niedzielne popołudnia. Zgromadzenie weszło w swój pionierski okres.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz