W 1885 r. w lwowskim „Przeglądzie Tygodniowym” zaczęła się ukazywać w odcinkach powieść Gabrieli Zapolskiej Kaśka Kariatyda. Niezależnie od jej walorów artystycznych (powieść miała zarówno zagorzałych krytyków jak i obrońców), utwór Zapolskiej był ważny dla współczesnych odbiorców - po raz pierwszy główną bohaterką literacką była służąca gdyż, jak słusznie pisał Bolesław Prus, „w literaturze naszej wiele konserwuje się księżniczek i hrabianek, ale ani jedna służąca”.
Tragiczne losy Kaśki Olej arek zwróciły uwagę na życie i sytuację jednej z grup zawodowych stojących najniżej w hierarchii społecznej. W prasie ukazywało się coraz więcej artykułów, dotyczących służby domowej. Autorzy nie szczędzili słów krytycznych pod adresem pracodawców. Bolesław Prus w Kronice zarzucał paniom domu złe traktowanie służących.
Szara, bezimienna i jakby nie istniejąca masa, wyłaniała się z dotychczasowej anonimowości i niebytu, a problemy i cierpienia, jakie były jej udziałem, z wolna zaczęły dochodzić do świadomości elit. A była to najliczniejsza grupa zawodowa - w 1897 r. w Królestwie Polskim było ok. 215 tys. służących, w 1910 w Galicji - 120 tys. W Warszawie 10 proc. robotników najemnych było służącymi, a wśród kobiet pracujących aż połowa wykonywała ten zawód.
Była to grupa upośledzona na różne sposoby. Służącymi były niemal z reguły dziewczyny ze wsi, dramatycznie ubogiej i przeludnionej pod koniec XIX wieku. Te, które nie mogły liczyć na jakikolwiek posag, a co za tym idzie - zamążpójście - były zmuszone do podjęcia pracy zarobkowej w mieście. Nieraz część swych nędznych zarobków wysyłały rodzinom, żeby je wspomóc.
Któregoś dnia pakowały niewielki tobołek i udawały się do miast, żeby zarobić na chleb. Dobrze, jeśli miały znajome osoby, do których mogły się udać w okresie poszukiwania pracy, gorzej, gdy lądowały na dworcu i nie miały pojęcia, jak sobie dalej radzić. Były pozbawione jakichkolwiek atutów - z reguły były analfabetkami, gdyż ok. 95 proc. mieszkańców wsi polskich pod koniec XIX w. nie umiało czytać i pisać. Nie miały też żadnych kwalifikacji, gdyż w ubogich wiejskich gospodarstwach swoich rodziców nie miały szans na opanowanie umiejętności, które były wymagane w prowadzeniu mieszczańskich czy szlacheckich domów. Zawód służących był zróżnicowany. W Warszawskim Archiwum Radziwiłłowskim w księgach, związanych z prowadzeniem gospodarstwa domowego, wyliczone są następujące specjalizacje: praczek, garderobianych, szafarek, czyścicieli, szatniarzy, kredensiarzy, kawiarzy, cukierników, pasztetników, kamerdynerów, lokai, pokojowych, służebnych, guwernantek, mamek, dam do towarzystwa. Rzecz jasna, mieszczańskie domy były znacznie skromniejsze od szlacheckich, a zwłaszcza magnackich, ale także tu poszukiwane były sprzątaczki, kucharki, bony, pokojówki. A praca służących była tak tania, że nawet dość skromnie sytuowane rodziny mogły zatrudnić dwie, trzy służące.
Wiejskie dziewczyny w pierwszej fazie swojej pracy mogły dostać zatrudnienie jedynie przy pracach, nie wymagających kwalifikacji - praniu i sprzątaniu, dopiero po latach miały szansę awansować w hierarchii zawodowej, a co za tym idzie - otrzymywać wyższe wynagrodzenie.
Jako pracownice najemne nie były chronione żadnym prawem. Praktycznie żyły na łasce i niełasce swoich chlebodawców, którzy w każdej chwili mogli jednostronnie zerwać „umowę o pracę”. Służące nie miały normowanych godzin pracy, a zegary bez wskazówek, które w niektórych krajach „państwo” wieszało w ich pokojach, miały im przypominać, że dla służby nie ma godzin spoczynku i wytchnienia, gdyż zawsze muszą być do dyspozycji. Nie było żadnych ustaleń, jak służba ma być odżywiana i czy może korzystać z dnia wolnego. Znamienne są rady Karoliny z Potockich Nakwaskiej udzielane kobietom z jej sfery. W poradniku Dwór wiejski, wydanym w 1843 r. pisze, że najpraktyczniej jest, jeśli służba zje wcześniej od państwa. „Niesłuszną bowiem jest rzeczą, aby oni, którzy raniej od nas wstają i więcej są zajęci, dłużej na czczo od nas ustawali, lub czekali o głodzie nasycenia waszego. Każ im więc dawać ranne śniadanie bardzo rychło, a obiad o samym południu, zaraz po waszem drugim śniadaniu. [...] Służącym płci żeńskiej przynajmniej radziłabym ci dawać kawę. [...] To śniadanie będzie im nierównie przyjemniejsze, jak wieczne kluski i kasze. [...] Każ w ogólności dobrze karmić służących, choć bez zbytku, ale czysto i smacznie. Te trochę okrasy im daruj, powetujesz chętniejszą usługę. [...] Wierz mi, że do dobrej sławy dworu niemało się przykłada, kiedy ludzie wiedzą, że tam jest wikt - jak oni mówią - porządny. Do dworów ze skąpstwa znanych żaden dobry służący nie pójdzie”.
Twardy los, który bardzo często był udziałem służących, przeradzał się w dramat, gdy traciły pracę. Mogło się tak stać z powodu choroby, niezadowolenia ze sposobu wywiązywania się z obowiązków, gdy odrzucały zaloty chlebodawców - mężczyzn. Nie były to rzadkie przypadki, skoro o. Honorat zwracał uwagę, by uważać na domy, w którym są mężczyźni (uznawał je więc za miejsca podwyższonego ryzyka). Uwiedzenie służącej jest kanwą dramatu Gabrieli Zapolskiej Moralność pani Dulskiej.
Eks-służąca, która lądowała na ulicy, bardzo często zaczynała trudnić się prostytucją. W 1900 r. w Królestwie Polskim 50 proc. prostytutek było wcześniej służącymi, zaś w Galicji - 60. Kobiety ratowały się w ten sposób przed bezdomnością i skrajną nędzą, ale handel własnym ciałem okazywał się rzeczywistością jeszcze straszniejszą.
* * *
Ratować zagrożone dusze - taki był program o. Honorata, który w „Radach dla Sługi Sług Jezusa pod opieką św. Elżbiety żyjącej” pisał, że służące to: „najmniejsze Chrystusowe [...], bo ich urodzenie niskie i ubogie, stan pokorny i zależny, zajęcia najniższe i wzgardzone, stawiają [je] na ostatnim szczeblu w każdej społeczności. A zasługują one na wszelką pomoc: bo dźwigają ciężary wyższych klas za lichą zwykle zapłatą. Bo zajęte ciągle posługą nie mają czasu myśleć same o swej duszy. Bo panowie ich najczęściej wyzyskują ich pracę nie dbając ani o zdrowie ich ciała ani o oświecenie umysłu, ani o potrzeby ich duszy. [...] Bo przychodzą do miasta najczęściej z niedostatku, bez należytego oświecenia, bez znajomości niebezpieczeństw, na jakie zostają narażone, i od razu bywają wystawione na mnóstwo okazji do złego w domu i poza domem [...], a znikąd nie mają ani rady ni opieki, stąd też upadając bardzo nisko i ciężko, i to bardzo prędko, a nieraz idą na drogę zepsucia niepowrotnie. Można śmiało powiedzieć, że pod pewnym względem nie ma stanu bardziej potrzebującego opieki i bardziej jej pozbawionego. [...] Dlatego poświęcenie się dla nich jest rzeczą najbardziej naglącą, najpożyteczniejszą i największej zasługi”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz