Tak dawno pragnąłem spotkać taką duszę

Czy wiele dopomogłaś rodzinie? Czy znalazłaś spokój sumienia i zadowolenie choćby chwilowe?

Po ochłonięciu ze zdziwienia, że zakonnik, który słucha tysięcy spowiedzi, tak doskonale pamięta ich pierwsze spotkanie, Eleonora zaczęła opowiadać. Właściwie mogłaby długo rozwodzić się o dziesięcioleciu jałowych wysiłków, o udręce matki, alkoholizmie starszego brata i szaleństwie młodszego, o degradacji materialnej całej rodziny. O samotności, goryczy, porażkach, o ofiarach i walkach pozbawionych zwycięstw. I o tym, że jest u kresu ludzkiej wytrzymałości, że jest do reszty wypalona, stoi pod ścianą.

Ale Ojciec po pierwszym, szorstkim pytaniu, po stwierdzeniu, że wyrywa się ciągle Bogu, który przyciąga ją krzyżami, i po kolejnym pytaniu: Czy jeszcze długo będzie się opierać Jego miłosnemu wyzwaniu? - złagodził ton. Jego rada była identyczna co przed dziesięciu laty: Eleonora ma służyć Bogu i pozostać w kraju, nie wyjeżdżać za granicę, żeby wstąpić do klasztoru. I tym razem napotkał silny opór, młoda kobieta miała zbyt jasno sprecyzowany obraz życia zakonnego - klauzura, krata, habit, Eucharystia i modlitwy brewiarzowe o stałych porach: „Wprost nie mogłam sobie wyobrazić możności prowadzenia życia zakonnego w ubraniu świeckim, wśród świata. Musiał mi o. Honorat jeszcze długo czasu poświęcić, zanim zrozumiałam potrzeby naszej Ojczyzny, konieczność złożenia ofiary ze swoich pragnień. Ze wstydem muszę się przyznać, że do zgody z mej strony przyczyniła się trochę myśl, że pozostając w świecie będę mogła widywać matkę i dopomagać, w czym o. Honorat mnie upewni!” - wspominała później.

Rozmowa i tym razem trwała cztery godziny. Ale teraz Eleonora wyszła z niej odmieniona. „Byłam stanowczo zdecydowana mężnie przełamać wszystkie przeszkody, stające na przeszkodzie służbie Bożej. Uczułam, że Bóg zesłał mi przewodnika i żąda ode mnie bezwzględnego posłuszeństwa, wlewając w duszę zaufanie bezgraniczne do o. Honorata”. Bezwzględne posłuszeństwo i zaufanie bezgraniczne - Bóg miał już fundament do dalszego działania - paradoksalnie owoc opierania się łasce, jałowej dekady życia Eleonory Motylowskiej.

* * *

Spowiednik zdecydował, że Eleonora wstąpi do Zgromadzenia, którym kieruje Józefa Chudzyńska. Posłanniczki Serca Jezusowego opiekowały się młodzieżą, a panna Józefa otrzymała od władz pozwolenie na prowadzenie stancji dla uczennic przy ulicy Podwale. O. Honorat wręczył list polecający do p. Chudzyńskiej. Po dziesięciu latach Eleonora mogła podziwiać, jak pięknie rozwinęło się ukryte dzieło zakonne. Siostry kupiły grunt, wybudowały piękny dom, w którym uczyły się dziewczęta. Młoda kobieta widziała w efektach tej pracy znak błogosławieństwa Boga i cieszyła się, że będzie członkinią takiej wspólnoty.

Była też stanowcza w rozmowie z wieloletnim spowiednikiem ks. Siewierskim. Powiedziała mu o podjętej decyzji co do dalszego życia. Kapłan tym razem nie oponował.

Ale matka Józefa zachowywała się w sposób niezdecydowany, w końcu otwarcie przyznała, że obawia się trudności, związanych z sytuacją rodzinną Eleonory. Bała się, że Tadeusz Motylowski może wydać pilnie strzeżony sekret Zgromadzenia. Wobec tego kandydatka znowu udała się do Zakroczymia, tym razem, żeby odprawić dziesięciodniowe rekolekcje. Czuła, że musi dalej szukać swojej drogi. Rekolekcje odbyła pod kierunkiem o. Honorata. Ten nie szczędził jej czasu ani sił, wysłuchał spowiedzi generalnej, przedstawił koncepcję życia ukrytego. „Wzmocnił” swoje argumenty odsyłając do swojej najbliższej współpracownicy matki Elżbiety Stummer. Argumenty widocznie przemówiły do Eleonory. Była gotowa ślepo słuchać o. Honorata. „Wówczas rozwinął o. Honorat swój plan działania: że chce założyć tyle zgromadzeń, ile jest stanów pracy, że obecnie właśnie zamyśla objąć opieką stan służebny tak bardzo opuszczony, a potrzebujący szczególnej opieki, dlatego że w rodzinach ma wpływ wielki na dzieci i młodzież, że to jest najbardziej paląca kwestia i że ma pewne dane, że Bóg właśnie w tym czasie mnie przysłał, bym służyła za narzędzie do spełnienia zamiarów Bożych”.

Prawość, konsekwencja i samozaparcie - były to cechy, które dawały nadzieję, że to właśnie ta młoda kobieta zrealizuje plan Pana Boga. „Tak dawno pragnąłem spotkać duszę, która by zrozumiała wielkość tego zadania, które stało się Twoim i która by całkowicie się tej sprawie poświęciła” - pisał kilka miesięcy po powtórnym spotkaniu o. Honorat. Ale także on potrzebował czasu, by rozeznać wolę Bożą, co przyznał w liście z 1887 r.: „Od pierwszej chwili poznania Twej duszy przeczuwałem, że coś wielkiego będziemy robili, chociaż jeszcze wtedy nie rozumiałem woli Boskiej, dlatego smutno mi było, że Cię zrazu powstrzymano na tej drodze, a teraz widzę, że i w tym była wola Boża, bo Cię Bóg zachował do tego dzieła, którego owoc już co dzień oglądam z wielką moją pociechą”.

Na razie powiedział swej penitentce, że już jest kilka pań, które pracują na tym odcinku „frontu”, chociaż ta praca nie idzie, a Konstytucje planowanego Zgromadzenia jeszcze nie są ułożone. I wysłał ją do Kazimiery Gruszczyńskiej, przełożonej Zgromadzenia Sióstr Cierpiących z poleceniem, żeby poddała się jej formacji.
]
Matka Kazimiera przyjęła ją bardzo dobrze. Od dwóch lat prowadziła przy ulicy Wilczej „Przytulisko”, które działało jawnie jako Bractwo św. Józefa od Pielęgnacji Chorych. Kobiety zaczęły darzyć się wzajemnym zaufaniem, odbywały długie rozmowy. Matka zachęcała młodą kandydatkę do wewnętrznej pracy i systematycznego wysiłku duchowego. Co dwa tygodnie Eleonora jeździła do Zakroczymia. Poza spowiedzią Ojciec prowadził z nią rozmowy duchowe, zalecał lektury dzieł wielkich nauczycieli duchowości, przysyłał służące na rekolekcje. A gdy po miesiącu zgłosiło się kilkadziesiąt służących, Eleonora nie miała wątpliwości: wreszcie odnalazła swoją drogę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz