„Złożyłam Bogu ofiarę ze swoich pragnień i mężnie zabrałam się do pracy” - pisała o pierwszych zakonnych latach Eleonora Motylowska. A pracy było bardzo dużo, później Matka nazwała ją krwawą pracą, gdyż trudności piętrzyły się na każdym kroku, ona zaś targana była rozterkami, odczuwała lęki i wciąż żyła w niepewności. Pierwsze siostry prowadziły już magiel, kilka z nich zamieszkało wspólnie przy ul. Wilczej. Był październik 1885 roku. „Poczciwa osoba” ofiarowała na urządzenie mieszkania 100 rubli, a poza tym „Poczciwa s. Maria Loretańska ofiarowała maszynę do szycia, szafę, biurko, stolik i kilka krzesełek. Potrzeba było wiele niezbędnych przedmiotów dokupić. Przede wszystkim obstalowałam 3 proste tapczany, 2 stoły duże i 2 ławki. Następnie należało pomyśleć o spiżarni. Pragnęłam, by wszystko było przyozdobione świętym ubóstwem” - opisywała Matka pierwszy „skromny domek”.
O to święte ubóstwo nie musiały szczególnie gorliwie zabiegać - siostry nie miały pieniędzy. Siostrze Kazimierze Ra- tyńskiej, gdy została wezwana do Warszawy, aby dołączyła do wspólnoty, brat nie pozwolił zabrać pościeli, gdyż uważał, że rozpoczynanie dzieła bez jakichkolwiek funduszy to szaleństwo. Tak samo postąpiła pani Motylowska - nie pozwoliła córce zabrać z domu poduszek i kołder, być może w nadziei, że ciężkie warunki „rozmiękczą” przywykłą do dostatku pannę. Pomyliła się w kalkulacjach. „Bóg tak zrządził, że zebrawszy się we cztery, nie miałyśmy wcale pościeli, ani pieniędzy na kupno więcej rzeczy. Zdobyłam jeszcze sienniki, ale o słomie już mowy nie było wobec istotnego ubóstwa. Kilka pierwszych miesięcy sypiałyśmy na siennikach bez słomy, bez poduszek i kołder. Takie samo ubóstwo musiałyśmy praktykować w jedzeniu”. Zarobki z magla nie wystarczyły na zaspokojenie podstawowych potrzeb wspólnoty, ale trudności nie zniechęciły sióstr i żadna się nie wycofała. „Śmiało mogę powiedzieć, że najmilsze wspomnienia zachowałyśmy z tego czasu i z radością serca służyłyśmy Bogu”.
* * *
Ojciec Honorat był wytrawnym psychologiem, wiedział więc, że Eleonora, tak bardzo związana z rodziną, musi odchodzić od niej stopniowo. Matka Gruszczyńska poleciła jej, żeby połowę dnia była u swej matki, połowę spędzała z siostrami. Codziennie Eleonora wychodziła więc o 6 rano do kościoła, po Mszy robiła zakupy, przygotowywała śniadanie, sprzątała, gotowała obiad, robiła meldunki, rachunki i około 14 wychodziła do sióstr. Żeby zaoszczędzić na biletach tramwajowych, szła pieszo, a przejście ze Starego Miasta na Wilczą trwało pół godziny. Tam pomagała w przygotowaniu obiadu s. Kazimierze, nauczycielce z wykształcenia, która nie miała pojęcia o gotowaniu. Po obiedzie i sprzątaniu miała naukę z siostrami, a wieczory poświęcała służącym. Tak intensywny tryb życia był zbyt wyczerpujący, zwłaszcza dla osoby, która ciągle chorowała. Pani Motylowska widząc, jak jej córka się męczy, a na dodatek świadoma, jakim koszmarem jest dla niej agresja brata, zgodziła się, żeby spędzała dwa dni ze współsiostrami. Eleonora była bardzo zadowolona, gdyż chciała wszystko z nimi dzielić, szczególnie ubóstwo. „Praca zarobkowa nie wystarczała na najskromniejsze utrzymanie. Nieoceniona m. Kazimiera pomagała w czym mogła: przysyłała nam codziennie mleko i chleb. Pomimo tego musiałyśmy najczęściej obywać się bez mięsa, herbatę stale pić bez cukru”.
Nie tylko ubóstwo było trudne dla panny z dobrego domu. Jeszcze trudniejsze okazało się kwestowanie. O. Honorat dał jej kilka listów polecających do możnych obywateli, gdyż siostry nie miały na zapłacenie komornego. Tym razem panna z dobrego domu musiała przełamać swoją pychę, modliła się do św. Franciszka o wypełnienie tego skrajnie trudnego zadania, które stawało się jeszcze trudniejsze, gdy w niektórych domach lokaje nawet jej nie wpuszczali, w innych wpuszczali jedynie do sieni po to, żeby odebrać list. Zaledwie kilka osób łaskawie z nią porozmawiało, radząc, żeby nie podejmowała się bezowocnych wysiłków. Co innego kwesta na chorych lub dzieci, ale służące? Jedynie znany z działalności charytatywnej Ludwik Górski posłał matce Gruszczyńskiej 100 rubli. A gdy Eleonora wyznała matce Kazimierze, jak trudno było jej chodzić po prośbie, „otrzymałam dobrą burę za brak ducha pokory i polecenie, bym codziennie przychodziła do refektarza sióstr Cierpiących i prosiła o podwieczorek. Wolałabym umrzeć z głodu...” Toteż matka zaczęła ją specjalnie upokarzać, zgodnie z ówczesnymi praktykami zakonnymi. Eleonora to akceptowała: gorzkie lekarstwo na uleczenie tak wielkiej pychy - podsumowała patrząc na siebie z perspektywy lat.
* * *
Upłynął kolejny pracowity rok. Eleonora uprosiła matkę, żeby wyjechały na wieś, gdyż potrzebuje odpocząć i zadbać o zdrowie. Celowo wybrała Zakroczym i zabrała tam matkę i brata. Zamieszkali w położonej niedaleko Wólce. Tu przypuściła prawdziwy szturm perswazji i modlitwy, gdyż pani Motylowska nie spowiadała się już kilkanaście lat. Po usilnych błaganiach w końcu zdecydowała się pod warunkiem, że o. Honorat pomoże jej w odbyciu spowiedzi po tak długiej przerwie. Tak też się stało, a pani Izabela była bardzo szczęśliwa, choć nie wykluczone, że jej córka jeszcze bardziej. Matka Elżbieta Stummer powiedziała Eleonorze z uśmiechem: „Modlitwa i umartwienie Ojca wyjednało ci tę łaskę. Z pewnością ojciec wyszedłszy z konfesjonału biczował się i modlił za matkę”. Zakonnik robił tak zawsze, gdy zgłaszali się do niego penitenci „szczególnej troski”. Eleonora była nieskończenie wdzięczna Bogu. Miała już o jedno zmartwienie mniej, jej matka od tego dnia spowiadała się co miesiąc i przystępowała do Komunii św., rok później została tercjar- ką franciszkańską.
Lato 1886 r. było wyjątkowo ważne w życiu Eleonory Motylowskiej. Co rano szła na Mszę i na rozmowę z Ojcem lub matką Elżbietą. Do południa zajmowała się służącymi, które kierował do niej o. Honorat. Pisała też „Instrukcje” dla Zgromadzenia. Pewnego dnia matka Elżbieta powiedziała jej, że na kilka dni przyjedzie matka Gruszczyńska. Po jej przybyciu została wezwana do matki Elżbiety, u której zastała także matkę Kazimierę. Obie kobiety zaczęły przepytywać Eleonorę z Konstytucji Zgromadzenia, chciały się też dowiedzieć, jakich rad udzieliłaby siostrom, gdyby się do niej zwróciły w określonych sytuacjach. Gdy po krótkiej naradzie w cztery oczy matki wysłały ją do o. Honorata zrozumiała, jaki byt ceł tego „egzaminu”. Gdy uklękła w konfesjonale, kazał jej z posłuszeństwa przyjąć obowiązek przełożonej generalnej Zgromadzenia... W odpowiedzi Eleonora się rozpłakała. Znowu zaczęła wyliczać długą listę swych braków, wad i ułomności. W odpowiedzi Ojciec zatrzasnął drzwiczki. Gdy nie odchodziła, dodał tylko: „Paś owieczki moje. Niech Cię Bóg błogosławi”. Decyzja nieodwracalnie zapadła.
* * *
W czasie pobytu w Zakroczymiu miało miejsce jeszcze jedno ważne zdarzenie - Eleonora poznała sześćdziesięcioletnią wówczas Ksawerę Przesmycką, która przybyła do Zakroczymia z Ukrainy, gdyż chciała poradzić się o. Honorata, do jakiego zgromadzenia ma wstąpić. Kobiety poznały się dzięki wspólnej znajomej Marii Bekierskiej, spotykanej zazwyczaj w gospodzie, w której Eleonora jadała obiady. Znajomość pogłębiła się jednak dopiero wówczas, gdy Ojciec dał do przeczytania pani Przesmyckiej Konstytucje Zgromadzenia Sług Jezusa. Pani Ksawerze bardzo podobała się idea opieki nad służącymi, poczuła także spontaniczną sympatię do matki generalnej, choć jeszcze nie wiedziała, że w przyszłości będzie ona jej przełożoną do końca życia. „Pierwszy zawiązek ścisłego życia wspólnego rozpoczął się w Wólce. Następnie ukochana p. Przesmycka została przyjęta na próbę” - pisała matka Motylowska.
* * *
Po przyjeździe do Warszawy pani Ksawera wynajęła mieszkanie przy ulicy Hożej 50 - trzy pokoje z kuchnią. Wspólne życie zaczęły w nim: Anna Dworakowska, Jadwiga Nalepińska, Józefa Żelazowska, Jakubina Łabanowska i pierwsza siostra pomocnica Józefa Olejniczak. W najtrudniejszej z psychologicznego punktu widzenia sytuacji była pani Ksawera. Była już starszą kobietą, która nie zawahała się rozpocząć zupełnie nowe życie, musiała się więc uczyć wszystkiego, jak każda nowicjuszka. Mimo wieku nie miała oporów i przechodziła kolejne etapy formacji zakonnej wraz z kobietami, które mogłyby być jej córkami, a nawet wnuczkami. „S. Ksawera Przesmycka dawała młodym siostrom wzór doskonałego posłuszeństwa, ubóstwa i zaparcia. Stała się dla mnie prawdziwą osłodą, wsparciem. Swoją miłością i współczuciem łagodziła mój ból” - pisała z wdzięcznością matka Eleonora. Przy takim podejściu jej wiek był atutem, gdyż zapewniała siostrom większą stabilność emocjonalną i psychiczną. Sześćdziesięcioletnia nowicjuszka dała wspólnocie - w pewnym stopniu - także bazę materialną. Po śmierci matki rozdała część odziedziczonego majątku biednej rodzinie, pozostało jej jedynie 7 tysięcy rubli, a procenty od tej sumy nie wystarczyły na prowadzenie domu przy Hożej. Siostry założyły pracownię krawiecką „Ksawera”, która była także przykrywką dla ich apostolatu i chroniła przed wścibstwem i inwigilacją władz. A potrzeby były bardzo duże - służących, które były objęte opieką, były już setki.
Rok później Zgromadzenie zyskało kolejną osobę, która przyczyniła się do kształtowania młodej wspólnoty. Urodzona na Wileńszczyźnie Scholastyka z Rodziewiczów Władyczko była koleżanką z pensji i rówieśnicą Eleonory. Gdy spotkały się ponownie w 1887 r„ a więc w pierwszych latach formowania się Zgromadzenia, „Scholcia”, jak mówiła do niej matka Eleonora, była wdową po lekarzu, która pochowała także dwoje zmarłych w tym samym dniu dzieci. „...spotkawszy się ze mną oświadczyła pragnienie służenia Bogu, a po bytności u o. Honorata prosiła o przyjęcie do naszego Zgromadzenia i od tej pory wiernie z całkowitym zaparciem siebie Bogu służyła, używając hojnych darów od Boga udzielonych na chwałę Bożą i pożytek Zgromadzenia”. Matka Antonina, gdyż takie było jej imię zakonne, była przez wiele lat przełożoną domu Zgromadzenia w Przemyślu i odegrała bardzo ważną rolę, gdy siostry ubiegały się o zatwierdzenie przez Stolicę Apostolską, jeżdżąc w tym celu do Rzymu.
Z wolna kształtował się więc trzon nowej wspólnoty, który opracowywał strategię działania, metody formacji członkiń i pracy ze służącymi, zakładał nowe placówki i zataczał coraz szersze kręgi, obejmując swym oddziaływaniem tysiące osób.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz